Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Dla nauczyciela
Artykuł

„Chcę, aby z mojej pracy wynikała dla uczniów i uczennic świadomość zmiany.”

Zespół CEO

Wywiad z laureatką Nagrody im. Ireny Sendlerowej „Za naprawianie świata”

Anita Rucioch-Gołek jest nauczycielką języka polskiego w SP im. Arkadego Fiedlera w Zbąszyniu, edukatorką i lokalną aktywistką. W 2024 roku została laureatką Nagrody im. Ireny Sendlerowej „Za naprawianie świata”. Nagrodę tę przyznajemy za pracę wychowawczą wzmacniającą w uczniach i uczennicach postaw otwartości, sprawczości i szacunku do innych.

Niniejszy wywiad zachęca do zgłoszeń do Nagrody im. Ireny Sendlerowej te nauczycielki i nauczycieli, którzy za podstawę swojej pracy wychowawczej biorą te same wartości.

___

Wojciech Albiński: Zostałaś laureatką Nagrody im. Ireny Sendlerowej “Za naprawianie świata” w 2025 roku. Zanim poproszę Cię o opowiedzenie, jaka była Twoja droga do tej Nagrody, zapytam przewrotnie – uważasz, że ktoś jeszcze powinien ją dostać? 

Anita Rucioch-Gołek: Na pewno! Na gali byłam onieśmielona, więc nie podam z imienia i nazwiska, kto. Całe to wyśmienite towarzystwo, okoliczności, światła… wtedy wprawiały mnie w zakłopotanie. Myślałam: dlaczego ja, przyjechałam ze Zbąszynia, małego miasteczka, gdzie mi tam do tych ludzi?! Wrócił do mnie kompleks prowincjuszki, który zresztą szybko się rozwiał, bo im więcej ludzi poznawałam w trakcie tego wydarzenia, tym lepiej się czułam wśród nich. Przyznałabym więc ją wszystkim wyróżnionym, gdyż trudno nas porównywać.

Mówisz, że rozwiałaś kompleks prowincjuszki…


To była długa droga i zaczęła się już dużo, dużo wcześniej. Zostałam nauczycielką w 2001 roku, kiedy było trudno podejmować swobodne zawodowe wybory, bo miejsc pracy było niewiele. Chciałam po prostu mieć pracę. I tak stałam się nauczycielką niedaleko miejscowości, z której pochodzę. To trudno akceptowalny wybór dla młodej kobiety. Długo miałam mieszane uczucia odnośnie takiej drogi zawodowej.

A jednak dostałaś za ten wybór Nagrodę.

Nie za wybór, za pracę potem. Gdy wracałam do siebie do Zbąszynia, w pewnym sensie opuszczałam salony. Studiowałam polonistykę w Zielonej Górze. Interesowałam się trochę krytyką literacką, filmoznawstwem, byłam blisko zielonogórskiej sceny kabaretowej, napisałam bardzo dobrą pracę magisterską o Oldze Tokarczuk na długo przed jej Noblem. Ale w Zbąszyniu trafiłam na ludzi, którzy otworzyli mi głowę, że nie tylko takie sfery mogą karmić, lecz także pozytywistyczna, żmudna praca, której efekty widzisz na co dzień.

Opowiedz coś więcej o tych ludziach.

Jednym z nich był profesor Aleksander Wiśniewski, którego mogłam podpatrywać podczas jego pracy. Wziął mnie na praktyki do liceum i pokazał, po sokratejsku, relację mistrz – uczeń (uczennica!). On już wtedy, w 2001 roku, posługiwał się notatką wizualną – mnie to imponowało. Gdy omawialiśmy na lekcji „Bema pamięci rapsod żałobny”, śpiewał Niemena. Całym sobą był obecny w tej pracy. Po jakimś czasie zrozumiałam, że też mogę być taka – stać się dla innych wzorcem. To był moment, kiedy zaczęłam rozumieć, że chcę to robić. Wtedy do mnie dotarło, że jestem drogowskazem, a nie tylko wskazuję drogę; że skoro uczymy się przez modelowanie, to sama muszę być autentyczna. Także w wymiarze lokalnym. Ważne jest, żeby robić coś twórczego i dla siebie, i dla miasta. Czujesz się wtedy użyteczna, przydatna i sprawcza.

Co to dla Ciebie znaczy, że jesteś użyteczna?

Stajesz się częścią czegoś większego. Zarówno bierzesz coś ze wspólnoty, jak i coś jej dajesz. Co więcej – na bieżąco widzisz to po swoich uczniach i uczennicach. Ci młodzi ludzie regularnie (i często nieświadomie przecież) dają feedback. I on bardzo wzmacnia. To jest wspaniałe w pracy nauczycielki.

I co robisz dla Zbąszynia? Przypomnijmy, że przez wieki było to miasteczko pograniczne, a Ty wraz z podopiecznymi swoimi projektami przywracacie mu pamięć. Jaka to pamięć?

Zbąszyń zawsze był miastem na szlaku, więc jakby transportowo-usługowo-kupieckim, co dawało sporo otwartości, gościnności, no i tolerancji. To cenna postawa, z której być może w ogóle wyrastamy ze szkodą dla wszystkich społeczeństw, bo otwartość to podstawa każdej wymiany. Jakiś czas temu mój znajomy Marceli Tureczek napisał książkę o miastach pogranicza. Skupił się w niej też na Polenaktion. To także historia Zbąszynia. Otóż w październiku 1938 roku niemieckie władze wyrzuciły z Niemiec Żydów polskiego pochodzenia, którzy mieli wynieść się do Polski. I nagle do tego miasteczka przyjechało kilka tysięcy Żydów. I co? I przyjęliśmy ich. A trzeba pamiętać, że wtedy w Polsce panował spory antysemityzm. W miejscowej prasie nie znajdujemy jednak żadnych informacji o ekscesach, przemocy na tle narodowościowym. Krytyczne, antysemickie artykuły pisze się w prasie poznańskiej czy ogólnopolskiej, ale tutejsze chłopaki, które wcześniej pisały na sklepach „Nie kupuj u Żyda” – oni gdzieś zniknęli. Zatem jest pytanie – może jakoś inaczej reagujesz, gdy się konfrontujesz z tą obcością? I ja to podnoszę w mojej pracy, ten temat stale mi towarzyszy.

To jest niesamowita historia. Pogranicze – czyli coś, co dzieje się pomiędzy ludźmi i wspólnotami, skłania do zadawania pytań. Tych, które po studiach także Ty sobie zadałaś. Co biorę ze wspólnoty? Co jej daję?


Być może. Ja chcę, aby z mojej pracy wynikała dla uczniów i uczennic świadomość zmiany. Najpierw wiedza, kim i skąd jestem, potem postawa otwartości, bo świat się zmienia. Mocno w to wierzę, że pogranicze wraz z tą otwartością mogą być powszechnymi wartościami.


Dobrze, czyli mamy już Twoją historię. W swojej wspólnocie zaczynasz być obecna i zarazem widoczna. Pracujesz jako polonistka, wkrótce zostajesz dyrektorką biblioteki, a w końcu dyrektorką szkoły.

Tak, w pewnym okresie pokazywałam w swoim środowisku, że poza szkołą umiem coś zrobić, a to doprowadziło mnie do biblioteki, gdzie akurat potrzebne było nowe kierownictwo, i taką propozycję dostałam. Przejście z oświaty do instytucji kultury bardzo dużo mnie nauczyło. Szczególnie bycia otwartą. Bo biblioteka to instytucja, która jest realnym miejscem otwarcia na lokalną społeczność, na różne grupy społeczne. Tyle że w pewnym momencie już miałam z tyłu głowy – i co dalej?

No i dostajesz wyzwania na miarę swoich możliwości.


Tak, szczęśliwie tak się złożyło. A propozycja startowania w konkursie na dyrektora szkoły – bardzo dużej i trudnej w zarządzaniu – połechtała moją, nazwijmy to, próżność… że potrafię tyle zrobić. To był awans, także społeczny. I poszłam w to, chociaż wiele osób ze środowiska lokalnego powątpiewało i pytało, skąd taka decyzja?! Dyrektorka  szkoły, na dodatek takiej dużej i trudnej w zarządzaniu? A ja miałam wizję, przekonanie i pomysł, że to zrobię. Bardzo wierzyłam – że mam wpływ i bardzo wierzyłam w swoje możliwości.

Ale mówisz to w czasie przeszłym…

Tak, no właśnie. To też było odkrycie, że dyrektor nie rządzi sam, że to jest olbrzymia siatka zależności, zwłaszcza w jedynej, dużej szkole w małym miasteczku. No i w pewnym momencie zaczęłam się dusić. Teraz patrzę na tę zmianę pozytywnie, nauczyłam się też pokory wobec samej siebie…

Jak się zatem czujesz w sytuacji, gdy oddałaś wspólnocie dużą część siebie, ale spotkałaś się z kontrą? Co teraz? Byłaś dyrektorką, wciąż chcesz mieć wpływ…

Teraz jestem nauczycielką w tej samej szkole. Odbyłam już swoją żałobę, minął czas, kiedy było mi bardzo trudno, bo jednocześnie musiałam się rozstawać z zespołem, z ludźmi, z którymi pracowałam i mieliśmy jakieś plany. Ale wbrew „życzliwym” znalazłam sobie miejsce i złapałam oddech. Dzisiaj widzę, jak wiele zawód nauczycielki daje z powrotem. Po tych 10 latach przerwy uświadomiłam sobie, że dawno nie byłam nauczycielką i teraz okazuje się, że mam dużo entuzjazmu. Edukacja i dzieci bardzo się zmieniły. Są nowe wyzwania. Wcześniej nie korzystałam z takich dobrodziejstw jak mentoring, szkolenia, z tego, co oferują różne organizacje – między innymi CEO. Poza tym mam też więcej czasu na to, co mnie kręci, na co jako dyrektorka-urzędniczka nie miałam czasu. Robię swoje rzeczy, zajmuję się na przykład liderstwem dialogu w moim regionie we współpracy z Forum Dialogu, jestem zaangażowana w projekty społeczne, lokalne.

Przychodzi mi do głowy cytat z Charlesa Bukowskiego: „Znajdź to, co kochasz i pozwól, aby cię zabiło.” Może dla Ciebie to jest właśnie aktywizm i nauczycielstwo? Tu wpływ na ludzi jest inny niż w administracji.

Jestem na etapie poszukiwania i próbowania różnych rzeczy, jeszcze nie kończę tej drogi. Chociaż strasznie mnie nęci, jak w „Kandydzie”, żeby pielęgnować swój ogródek. Bo ostatecznie to się w życiu liczy – żeby wrócić do siebie i zająć się spokojnym życiem, pracować na miarę swoich możliwości, nie porywać się z motyką na słońce.

A masz poczucie, że zmieniłaś czyjeś życie?

Tak, ale chcę to rozgraniczyć. Bo jest niewielka liczba osób, na które miałam znaczący wpływ. Nie przypisuję sobie tego, żeby spotkanie ze mną i moje lekcje polskiego mogły odcisnąć aż tak duże piętno. Raczej mogłam tylko uchylić szufladkę w młodej osobie, jakoś ukierunkować… A ta najliczniejsza grupa absolwentów, którą z wdzięcznością wspominam, jest dzisiaj zwyczajnie serdeczna. I to jest dla mnie najmilsze – że oni się szczerze uśmiechają, gdy mówią „dzień dobry”. To się czuje. Pracujesz bowiem w takim zakładzie pracy, gdzie dostajesz dobry feedback od ludzi, z którymi się rozstajesz.

Wątpię, że to jest historia o zakładzie pracy, to jest o Tobie! Jesteś po prostu dobrą nauczycielką.

Tak, myślę, że tak. A gdy widzisz tych witających cię uśmiechniętych ludzi, to jest takie radosne! Masz refleksję, że być może spędziłeś na rozmowach z nimi więcej czasu niż niektórzy rodzice. Zdajesz sobie sprawę, jak dobrą robisz robotę, ale też jaka to ogromna odpowiedzialność za młodego człowieka.

A jak ich teraz postrzegasz? Co im w duszy gra?

Myślę, że młodym ludziom gra w duszy bardzo dużo trudnych rzeczy, bo taki jest świat. Oni naprawdę mają gorzej – ciągle są narażeni na wiele różnych bodźców. Są zagubieni. Ale na pewno potrzebują kontaktu, uważności i sprawczości. Taka strategia świetnie się sprawdza, o tym mówił już Korczak. Pamiętam, że w nagraniu-zgłoszeniu do Nagrody im. Ireny Sendlerowej, te moje dziewczynki, uczennice powiedziały, że jestem fajnym nauczycielem, bo jeżdżę z nimi pociągiem na wycieczki. To mnie zdumiało, musiałam sobie przefiltrować, co się stało ze światem, że dzieci są wdzięczne, że mogą jeździć pociągiem. Przecież to jest absurd! Więc tak – samodzielność i sprawczość…  Dzieci to uwielbiają.

To mnie porusza. Bo to jest znowu o spotkaniu na pograniczu. Pociąg to nie jest wynajęty autokar, to miejsce wspólne. Tutaj dzieje się wymiana między dziećmi, a nieznanymi im dorosłymi: spojrzeń, rozmów. Są swoi i obcy.

I ta wymiana może być trudna, prawda? Ale takie jest życie. Im szybciej się tego nauczysz, tym lepiej. Mówimy tak od wielu lat. Oddaj dzieciom pole, niech działają. Ty – nauczycielu, tylko zacznij, i rob tak, żeby oni nie zauważyli, jak wychodzisz. Oni będą w procesie, a ty jedynie zerkaj, jak im idzie.

Wspaniały koniec. Ale chcę Cię zapytać o jeszcze jedną rzecz. Napisałaś w zgłoszeniu, że jesteś Służebniczką Edukacji i Królową Oświatowego Chaosu. Co to znaczy?

(Śmiech) W gronie pedagogicznym często mówimy o tym, że najbardziej męczący jest chaos. A Królowa Oświatowego Chaosu to po pierwsze – o moim bałaganie, a po drugie – kiedyś, w trakcie naszego projektu, wymyślili to licealiści. Tak, trochę jestem bałaganiarą, lubię też dużo i różnorodnie jeść. A dla mnie ten chaos i bałagan znaczą też obfitość, których oni potrzebują. Nadmierny porządek jest pozorny, a kontrolowany chaos może być wartością. Zresztą w nauczycielstwie cudowne jest to, że jak zamykasz drzwi od swojej klasy, to jesteś królową, w klasie jest cudowna wolność. A chaos, który cię męczy, to ten wymuszony porządek prawny, legislacyjny, zmiany podstaw programowych. Wszystko dobrze, ale ja wiem, czego potrzebują moi uczniowie, wiem, co mam robić, żeby to było dobre. I to nie egocentryzm, ale efektywna reakcja na bieżące oczekiwania. Bo w gruncie rzeczy – chodzi o relację z drugim człowiekiem. A u dzieci w podstawówce, w odróżnieniu od dorosłych, jak na papierku lakmusowym widać, czy to, co proponujesz, jest mądre i ciekawe. Czy oszukujesz, czy nie. One od razu dadzą recenzję. A dla mnie to jest bezcenne.

Dziękuję, będziesz na przyszłorocznej Gali?

Tak, ale przyjadę już bez kompleksów!

_______________________________________________________________________________________________________________

Rozmawiał Wojciech Albiński, ekspert ds. komunikacji w zespole Centrum Edukacji Obywatelskiej.

Zdjęcia z 19 Gali Nagrody Im. Ireny Sendlerowej „Za naprawianie świata” – Małgorzata Prusik

Przeczytaj więcej o Nagrodzie im. Ireny Sendlerowej, jej założeniach i społeczności wokół. I zgłoś siebie lub nauczycielkę, którą podziwiasz.

Podobne wpisy, które mogą Cię
zainteresować

Priorytety Polek i Polaków przed wyborami

Zespół CEO
Czytaj więcej

Analiza sytuacji uczniów i uczennic z Ukrainy – bilans finansowy i oddziały przygotowawcze.

Zespół CEO
Czytaj więcej

Czy z „projektów dla dorosłych” można przenieść dobre praktyki do pracy z uczniami i uczennicami?

Czytaj więcej